Kieślowski zrobił film w dużej mierze o sobie samym. O swojej miłości do kina, o tym co chciałby przekazać filmowcom, o tym co znaczyły jego pierwsze produkcje i o tym ile musi poświęcić filmowiec zanim będzie mógł pracować niezależnie. Ale to wszystko ubrał w niebanalną historię i dodał dużo dramatyzmu. Dziś patrzy się na ten film przez pryzmat wydźwięku politycznego, ale ma on na prawdę małe znaczenie w porównaniu warstwą emocjonalną. Bo cały mechanizm który manipuluje na końcu czynami głównego bohatera jest prosto opisany. Natomiast jego wybory względem rodziny, przyjaciół i samego siebie są już bardziej zagmatwane. Filip mimo, że prosty człowiek staje się nieświadomie zarówno źródłem nadziei, jak i machiną destrukcji. Zapewnia byt i świetlaną przyszłość swojej żonie, jak i zabiera jej czas który mogli by spędzić razem. Daje wiarę w coś Witkowi, ale tworzy z niego niepoprawnego marzyciela który sam nie wie co się liczy w życiu. Kierownikowi daje chwile dumy, ale prowadzą one do... W zasadzie Kieślowski pokazał w tym filmie że "spokój" jest wartością która daje względne szczęście każdemu człowiekowi. Ale gdy chce się czegoś więcej trzeba podjąć ryzyko i pozwolić by te szczęście przypływało w dużych ilościach, ale również mieszało się z kłopotami. Wybory jakie dokonał bohater ostatecznie zostaną ocenione i tak przez widzów i to oni zadecydują czy wybrał słusznie. Nie zaprzeczą natomiast że w każdym z nas jest coś z głównego bohatera mistrzowsko wykreowanego przez Jerzego Stuhra. Dualizm jego postaci jest arcy genialnie pokazany w scenie gdy pokazuje on jak montować film na przykładzie zdjęć swojej córki. Do teraz mam ją przed oczami.
Dużo można pisać o tym obrazie, ale myślę że najlepiej po prostu go zobaczyć. Zwłaszcza że być może zwrócicie uwagę na zgoła inne rzeczy niż ja...